|

Schudniesz i w końcu siebie zaakceptujesz. Nieprawda!

Myślisz, że schudniesz i świat będzie piękniejszy? W końcu siebie zaakceptujesz? Mam złe wieści.

Otyłość, poważna nadwaga to nie jest nic przyjemnego. Przecież to wie każdy kto się z tym zmaga. Niedobór czy nadmiar zawsze mają swoje konsekwencje. Odczuwasz nie tylko dyskomfort fizyczny, ale i psychiczny. Ale uwierz mi, że nie jest to też przyczyna wszystkich nieszczęść tego świata, Twojego świata.
Kiedyś myślałam, że powodem wszystkich moich problemów jest nadwaga.
„Nie mam chłopaka, ludzie mnie nie szanują, nienawidzę swojego ciała, wyglądu, spotykają mnie same trudności.” Skąd to się wzięło?
Jak chyba każdego człowieka w rozmiarze wychodzącym poza standardy spotykały mnie liczne uwagi na temat mojego ciała. Nie przeprowadzałam badań statystycznych, ale myślę, że 99% z nich nie wynikała z troski o moje zdrowie. Takie tam słodkie uszczypliwości lub gruby kaliber chamstwa od równie zakompleksionych Januszy i Bożenek co ja. Doszłam do pewnych wniosków, bo skoro mój prywatny tłuszcz wzbudza takie emocje i tyle komentarzy, właściwie świat toczy się wokół mojego okrągłego bebeszka!
To on jest przyczyną wszelkich uwag, łez, głodu i wojen na świecie. Ten cholerny bębzon przyćmił mi jasność myślenia. Wpadałam coraz to na bardziej spiernikowane pomysły zlikwidowania wroga. Bulimia przyszła szybko, miałam 13 lat, więcej o tym możesz poczytać tutaj.
Im szybciej chudłam, tym więcej tyłam. Wyobraź sobie grę planszową. Rzucasz kostką „Brawo! Wygrywa Pani – 15 kg!” Ale za chwilę stajesz na ” Bonus +2o kg”. I cofasz się do na pole „jo-jo- siedzisz do następnej głupiej diety”. Byłam cholernym pionkiem w grze „Kompleksy i inne demony”. Czy Ty naprawdę myślisz, że one odejdą z kilogramami?

226587_10150188420034389_1387871_n
Byłam pewna, że tylko jak schudnę i będę nosiła wyśniony rozmiar 36 wszystko się zmieni. W swojej wyobraźni zakładałam jeansy i ubrania w rozmiarze S, albo „chociaż” M. Na zakupach z koleżankami tylko oglądałam ciuchy, w nic nie wchodziłam. Zazdrościłam, że one mogą kupić sobie wszystko, ubrać się tak jak chcą. Mi pozostawało tylko to w co się zmieściłam. Rzeczywiście nie było to przyjemne.
Chciałam usłyszeć komplement na temat swojego wyglądu. Tak mocno pragnęłam być szczupła, że doprowadzałam do stanu wręcz odwrotnego. Paradoks, ale tak było.
Paradoksem jest też to, że największy sukces i szczęście finalnie osiągnęłam u szczytu swoje wagi. Nie oznacza to, że nadprogramowe kilogramy dały mi szczęście. Zauważyłam po prostu, że mój bębzon był cholerną wymówką na wszystko. A przede wszystkim na szczęście.
Skupiłam się na biadoleniu jak mi źle, głodówkach, atakach głodu, sposobów na szybkie zrzucenie wagi zamiast na szukaniu źródła problemu i zadbania o siebie.
Kierowały mną złe emocje, obsesja, która skłaniała mnie do podejmowania złych decyzji. Utrata kilogramów nie cieszyła, była pewna satysfakcja, która jednak przyćmiona była niedosytem efektów. Czułam się źle ze sobą na każdym etapie. Byłam jednak przekonana o słuszności działania i moją niekontrolowaną walkę z kilogramami uznawałam za przejaw „nowego zdrowego życia”. Cóż za bzdury!
Dziś nie wierzę, że ktoś kto siebie nie lubi może się o siebie troszczyć. Jak nienawiść i chora obsesja może zdziałać dobro? Jak zadbać o siebie gdy w lustrze widzimy cholernego, obleśnego grubasa, którego wolimy schować pod warstwą worków pokutnych?
Znam osoby, które dużo schudły. Wśród nich są tacy, którzy wcześniej lub w czasie metamorfozy życiowej zmienili nastawienie do siebie i są absolutnym przykładem na to, że nie trzeba się nie lubić by coś zmienić.
Są też osoby, które różnymi sposobami wagę zbijały, ale motorem tych zmian było wielka niechęć do siebie. To niezadowolenie i nastawienie nadal jest wyczuwalne. Ci drudzy mają również tendencje do agresywnego mówienia o sobie samym ” z grubych” czasów, jak i o tych, których problemy z wagą w tym momencie dotyczą. Negatywne emocje i przykre komunikaty wysyłane w świat świadczą o tym, że grubasami są nadal. W głowie. Nie lubię obsesyjnego nawracania świata przez „uleczonych grubasów”, uwielbiam natomiast pozytywne inspirowanie, wskazywanie ścieżki, dzielenie się swoimi sukcesami.
Postaraj się znaleźć w sobie przyjaciela, zadbaj o siebie i podejmuj decyzje, które pomogą Ci być lepszym i lepiej żyć. Niech troska będzie motorem do działania, a nie kompleksy.
Szukaj wsparcia wśród specjalistów takich jak trener personalny, dietetyk, psycholog. Zbadaj się. Nie uciekaj w niebezpieczne diety. Nie odchudzaj się dla kogoś, rób to dla siebie.
Obiecaj mi, że spróbujesz siebie polubić? Wtedy zobaczysz, będziesz mógł więcej!
Sama utrata kilogramów nie gwarantuje Ci, że nagle siebie pokochasz. Nie składasz się bowiem z samego tłuszczu i kości. Jesteś czymś więcej! Samoakceptacja to furtka do działania i rozwoju, możesz znaleźć ją już teraz.

Jeśli temat odchudzania Cię interesuje zapraszamy razem z Magdą z My Pink Plum do akcji #ogarniamy kilogramy.
Zajrzyj do My Pink Plum i ściągnij bezpłatnie tabelę pomiarów.
O moim ogarnianiu przeczytasz tutaj i tutaj.
Grupa wsparcia? Zapraszam na facebooka, dołącz do nas tutaj.

og

Zdjęcie 1 Wojtek Urbanek
Zdjęcie 2 Kamil Mirkowicz, My Pink Plum

 

Podobne wpisy

Subscribe
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Natalia
Natalia
7 lat temu

Schudnięcie może zmienić życie na lepsze, ale na pewno nie wtedy, kiedy schudniesz na siłę i z nienawiści do swojego ciała. Po takim chudnięciu, kiedy już zniknie cel, zostanie czysta niechęć do siebie i przekonanie, że tylko kilogramy stanowią o Twojej wartości. Co do wyśmiewania, to należy pamiętać, że to ci ludzie, którzy to robią, są nie w porządku. Dodatkowe kilogramy nie czynią z nikogo gorszego człowieka ani nie dają przyzwolenia do gnębienia kogokolwiek. Ludzie często uważają, że wręcz mają prawo naśmiewać się z grubych ludzi. Jako dziecko i nastolatka często czułam się jak kozioł ofiarny. Czułam, że ludzie gnębią mnie, bo uważają, że „wolno”; gnębią, bo mają własne problemy, z którymi sobie nie radzą. Szczególnie wspominam taką dziewczynę, Sandrę, starszą ode mnie o dwa lata, która potrafiła codziennie mnie gnębić albo nawet nasyłać swoich kolegów, by to robili, mimo że w ogóle mnie nie znała. Sandra pochodziła z patologicznej rodziny – ojciec alkoholik, ciągłe awantury, bieda, brak perspektyw. Wszędzie była nikim, z żadnego przedmiotu w szkole nie była dobra, więc „górować” mogła tylko nade mną przez te pięc minut, kiedy nazwała mnie „grubą świnią”. To była jej jedyna chwila triumfu przez cały dzień. I takich zakompleksionych Sandr jest mnóstwo i każda gruba dziewczyna się z taką spotkała. Szkoda tylko, że wtedy nie wiedziałyśmy, że ci ludzie też mają swoje kompleksy i tylko próbują je na nas leczyć…

Lineczkacloset
Lineczkacloset
7 lat temu

masz calkowitą racje 🙂 jak bym czytała o sobie

Daylicooking
7 lat temu

Ewuniu, to podobnie jak z operacjami plastycznymi. Ludzie myślą, że jak poprawią nos, to świat stanie się jak z marzeń. A przecież skoro poprawiasz siebie, to dlaczego oczekujesz zmian po stronie świata?
Jeden jest taki, drugi inny. Każdy jest jednak Człowiekiem. Szanujmy się wzajemnie, to i tym mniej wierzącym w siebie, będzie łatwiej.

Ewa Zakrzewska
7 lat temu
Reply to  Daylicooking

Masz rację! <3

Daylicooking
7 lat temu
Reply to  Ewa Zakrzewska

pewnie dlatego, że przeżyłam też fazę nieakceptowania siebie, a potem przyszło cudowne ozdrowienie duszy :)))))