Sama swoim szefem?
Zawsze wiedziałam, że praca przy biurku od poniedziałku do piątku nie jest dla mnie. Prawie zostałam dziennikarzem, prawie modelką, prawie aktorką, trochę kucharzem, trochę stylistką. Po życiowych turbulencjach od 10 lat jestem na swoim. Czy żałuję? Dlaczego nie wart być swoim szefem.
Czasem bardzo żałuję. Zwłaszcza gdy popełniony błąd kosztuje mnie, ciężkie odrabianie go przez kilka miesięcy. Jednak nie oddałabym tej swobody w działaniu, którą mam. Gdybym pracowała na etacie podejrzewam, że nie byłoby tego bloga. Nie wyobrażam sobie tego! Wbrew pozorom gdy pracowałam „u kogoś” miałam większy komfort psychiczny. Odpowiedzialność spoczywała na kimś innym, ja jedynie starałam się wykonywać swoją pracę jak najlepiej. Czasem moim szefem bywał idiota. Wtedy ciężko było mi to znieść, czułam niesprawiedliwość i nie lubiłam świecić oczami za czyjeś durne decyzje. Wydaje mi się, że to właśnie uczucie niesprawiedliwości skłania wielu ludzi do podjęcia ryzyka założenia własnej firmy. A gdy jeszcze działalność powiążesz z własną pasją? Wspaniale! Nigdy nie jesteś w pracy! Ale z innej strony gdy wybije 17:00, robota nie zrobiona, nie wyjdziesz na pięcie, ani nie poprosisz o extra płatne nadgodziny.
Bywa, że dzień nie ma przerwy na noc, a czas rozciągam do granic możliwości. Ciągle popełniam ten sam błąd- wydaje mi się, że jestem panią czasu. Brutalnie okazuje się, że ciągle brakuje mi kilku godzin. Często pracuję „za darmo”. A nawet dokładam i nie mam gwarancji zwrotu. Na początku miesiąca nie czeka na mnie stała pensja. Może się okazać, że czeka na mnie jedynie debet na koncie.
Gastronomia i moda- dwie branże, które ciężko mi łączyć. Jednak próbuję! Od 9 lat nie byłam na zwolnieniu lekarskim, nawet teraz gdy zdrowie padło i na chwilę odłączyło od świadomości. Nie mam czasu na L4. Myślę, że jestem najgorzej traktowanym pracownikiem w mojej firmie. Niestety nie mogę tego nigdzie zgłosić.
Organizer, który mam wydaje się być najbardziej niezorganizowanym kajetem na świecie. Patrząc w skrzynkę mailową, zastanawiam się czy to już nie czas na asystenta.
Narzeczony nadal nie może przywyknąć do mojego chaosu. „Kochanie, zapomniałam wyjeżdżam jutro do XYZ na dzień czy dwa.” Po powrocie „Zapomniałam! Jutro wyjeżdżam na kilka do do XYZ”. „Przepraszam, nie mogę. Dziś mam sesję”. Mylą mi się dni, miesiące, a nawet lata. Dowód mojego nieogarnięcia? Dwa razy świętowałam 28 urodziny, bo się pogubiłam w obliczeniach. To co roku się zmienia! Można się pomylić.
Zwariowałabym gdybym w domu miała taką Ewę. Wytrzymałabym maksymalnie kilka dni, a potem udała się na turnus odosobnienia by dojść do siebie.
Pracuję nad sobą, chcę być lepszym szefem dla innych i dla siebie. Na efekty „tej” pracy musimy jednak poczekać.
Torebka… Znowu wzięłam nie tą co trzeba. Nie papugujcie- dziś powinnam zabrać ze sobą matową czarną. I to w niej pewnie zostały dokumenty 😉
Ciągle ich zapominam!
Zdjęcia Karolina Prusińska ArtCharlotte
Płaszcz F&F
Koszula Dorothy Perkins
Spodnie Zalando
Szpilki z szafy/old
Okulary Prada Journal VPR 14S
Wspaniały blog. Jestem tu pierwszy raz i na pewno nie ostatni.
Nieraz myślałam o założeniu firmy i pracy na własny rachunek. Niestety nic z tego nie wyszło, ponieważ nie mam pomysłu na biznes. A na freelancera też się chyba nie nadaję… W sumie nie wiem jakby to miało w ogóle wyglądać i od czego zacząć…
Pozdrawiam.
Kasia (Ebookowe recenzje)
Oj, ja nie wiem, kiedy pracowałam jako freelancerka też miałam rycie od świtu do zmierzchu… albo czasem zupełny brak zleceń i gryzienie tektury. Jednak stała praca to większa stabilność… ale także w drugą stronę. Nie wzbogacisz się pracując dla kogoś!
Pozdrawiam i zapraszam na moją stronę: zoio.pl
Jednak chyba lepiej być własnym szefem.
suma sumarum tak 🙂